Przeskocz do treści

Petra Soukupová, Sprawy, na które przyszedł czas

Petra Soukupová, Sprawy, na które przyszedł czas (czes.: Vĕci, na které nastal čas), tłum. Julia Różewicz, Wyd. Afera, Wrocław, 2022.

Po co żyć razem, skoro od samego początku coś nie pasuje? Gdyż jak jest miło, to zapomina się o tym, co złe? Ponieważ mogę już nikogo nie spotkać? Bo się pocieszam, że na pewno będzie dobrze?

Petra Soukupová operuje obrazami niczym klatkami filmowymi. W każdej z nich pojawia się ta sama rodzina. Widać ją w innej pozie, w różnych miejscach, coraz bardziej zaawansowanym wieku oraz z coraz nowszymi problemami. Autorka namawia nas, czytających, aby właśnie w ten sposób podglądać życie prażańskiego stadła, od poznania się przyszłych żony i męża oraz początkowego zauroczenia poprzez budowanie małżeńskiego bytu do… Happy endu nie będzie. W powieści Soukupovej młodzi nie żyją długo i szczęśliwie. U niej są niesłuchającymi się nawzajem egoistami, u których każda decyzja urasta do rangi problemu.
W poszczególnych rozdziałach oddajemy się lekturze swoistej analizy relacji. Codzienna sytuacja zostaje rozłożona na czynniki pierwsze. To takie krojenie rodziny, o którym czytamy na skrzydełku okładki. Wciągając się w lekturę, nie mogłem się nadziwić uporowi,  jaki towarzyszy coraz bardziej doświadczonym życiowo ludziom w braku wyciągania wniosków z własnych błędów. Scena za sceną, obraz za obrazem. Wiele tych epizodów. Wydaje mi się, że są nawet zbyt liczne, pozwalają jednak zauważyć to, co widać niemal od samego początku: to nie mogło się udać.

To dramat rodzinny w 34 obrazach. Napisany przez kobietę, ją też, obok dzieci, pokazuje jako ofiarę, nie zaprzeczając jednak jej ślepocie i uporowi.

W momencie nadejścia kryzysu, którego nie daje się już przezwyciężyć, Soukupová zmienia sposób prowadzenia akcji. Linearna fabuła zostaje zastąpiona równoległą,
a narratorami stają się poszczególne postaci: mąż, żona, dzieci. Obraz zatem pada
z trzech różnych kamer i każda z nich widzi pozornie to samo, ale interpretuje całkowicie inaczej. Punkt widzenia dzieci uderza najbardziej, ale nie dlatego, że nam ich żal. Widząc, co się dzieje, nie rozumieją przyczyn i, co gorsza, odbierają rozgrywający się dramat jako swoją porażkę. Ten aspekt autorka pokazuje bardzo wyraźnie.

Sprawy, na które przyszedł czas to dramat rodzinny w 34 obrazach. Napisany przez kobietę, ją też, obok dzieci, pokazuje jako ofiarę (dla kontrastu: Bohumil Hrabal Postrzyżyny), nie zaprzeczając jednak jej ślepocie i uporowi w chwilach, gdy należało szukać porozumienia. W rzeczy samej o brak tego ostatniego właśnie chodzi. Historia potrafi zatrzymać do końca ze smutną, ostrzegawczą konkluzją.