Alena Mornštajnová, Hana (czes.: Hana), tłum. Tomasz Grabiński, Wyd. Amaltea, Wrocław, 2019.
Hana to dziwaczka. Nieuprzejma, ale trzeba się z nią obchodzić jak z jajkiem. Mornštajnová pisze, że nie wyobrażamy sobie, jak bardzo pozory mogą mylić i nic nie jest takie, na jakie wygląda.
Powieść rozpoczyna się w latach 50. w schyłkowym okresie stalinizmu w małym mieście w Czechosłowacji. Na świat spoglądamy oczami dziewięcioletniej Miry, która opisuje swoje spokojne dzieciństwo. W tle przewija się socjalistyczna rzeczywistość, której dziewczynka nie rozumie, ale przyjmuje ją wzruszeniem ramion — widocznie tak już jest. Sielankę burzy pojawiająca się przy obiadowym stole ciotka Hana, milcząca, ubrana na czarno szczupła postać chowająca chleb po kieszeniach. Wywołuje tym niezrozumienie dziewczynki i ukradkiem rzucane, uspokajające spojrzenia matki. Aż wreszcie następuje gwałtowny zwrot w życiu Miry, a czytelnik stopniowo, strona po stronie zagląda w mroki duszy tytułowej bohaterki.
Mornštajnová pisze o złu, perfidnym i przyczajonym,
o negatywnym myśleniu, o frustracjach, które umiejętnie podsycane nagle wypełzają na zewnątrz. […] pyta, ile
w naszym życiu zależy od losu, a o czym decydujemy sami.
Mornštajnová pisze o złu, perfidnym i przyczajonym, o negatywnym myśleniu,
o frustracjach, które umiejętnie podsycane nagle wypełzają na zewnątrz, ujawniając ludzką chciwość, zawiść albo po prostu chęć obejrzenia cudzego nieszczęścia.
W drugiej części powieści, gdy narratorka sięga do przedwojennej przeszłości swojej rodziny, autorka pokazuje stopniowe osaczanie żydowskiej społeczności przez hitlerowskiego okupanta, który w Protektoracie Czech i Moraw krok po kroku odbiera im kolejne prawa. Na szczęście zło miesza się z dobrem. Pomiędzy postaciami z wypranymi nienawiścią mózgami oraz tymi, którzy się po prostu boją, pojawiają się porządni ludzie, którzy chcą zachować się przyzwoicie.
Rysując postać Hany, Mornštajnová pyta, ile w naszym życiu zależy od losu, a o czym decydujemy sami. Tytułowa bohaterka uosabia pełnię nieszczęść. Nie tylko dlatego, że doświadczyła okrucieństw holokaustu, ale również z powodu swoich decyzji, które podejmowała wiedziona miłością, nadzieją, szacunkiem, wdzięcznością i… naiwnością. Zamiast radości przyniosła śmierć.
Narracja powieści od siermiężnej powojennej rzeczywistości przenosi czytelnika
w przeszłość, by w części trzeciej, zmieniając narratorkę na Hanę, czego od dłuższego czasu oczekiwałem, pisać o pamięci. Odniosłem wrażenie, że Mornštajnová chce nam wypomnieć ignorancję. Cóż z tego, że znamy historię
i wiemy, jaki splot wydarzeń doprowadza do określonych konsekwencji. Nie wyciągamy z tego wniosków. Gdy nadchodzi kolejna burza, czasem nawet potrafimy dostrzec analogie, ale zawsze myślimy, że tym razem przejdzie bokiem. Patrząc
z dystansu trudno uwierzyć, że można być tak naiwnym. Dlatego też w tytułowej bohaterce upatruję symbol siły, którą należy w sobie znaleźć, by chcieć przetrwać.
I działać. To determinacja, której nie brakowało Gicie Lauschmann, bohaterce powieści Pieniądze od Hitlera Radki Denemarkovej (recenzja tutaj).
Hana rozwija się powoli, a Mornštajnová stopniowo odsłania główny wątek. Dotrwajcie, ponieważ zobaczycie człowieka różnego od pozorów, które stwarza.