Przeskocz do treści

James Baldwin, Gdyby ulica Beale umiała mówić

James Baldwin, If Beale Street could talk, Penguin Books (Penguin Classics), 2019.

Ktoś: „Ten Baldwin napisał love story”. Ja: „Tak, ale Gdyby ulica Beale umiała mówić, to powiedziałaby znacznie więcej”. Ten sam ktoś: „Czyli co? Mów!”. Wciąż ten sam ja (zasiadając w głębokim fotelu): „Posłuchaj więc”.

Afroamerykańscy Tish i Fonny to para zakochanych. Właściwie to Clementine
i Alonzo, ale nikt nie pamięta, dlaczego wszyscy wołają na nich inaczej. Fonny idzie siedzieć oskarżony o gwałt, którego nie popełnił. Tish orientuje się, że jest z nim
w ciąży i próbuje wyciągnąć ukochanego z więzienia, zanim ich baby przyjdzie na świat. Mamy też czarne i białe charaktery. Tyle jest na wierzchu. A pod spodem?

James Baldwin napisał swą powieść w 1973 r. Akcję umieścił w czarnoskórej nowojorskiej społeczności. Bezpardonowo ciągnąc czytelnika za ubranie, wprowadza go w często niekolorowe życie mieszkańców. To nierówności społeczne, bieda, wykluczenie, przemoc i młodzieżowe gangi. Baldwin w istocie oskarża system zorganizowania społeczeństwa, w którym rządzący biali odsuwają od siebie afroamerykańską społeczność, przesuwając ją niemal poza nawias. Opis matactw policji i wymiaru sprawiedliwości, który o wiele łatwiej oskarża i skazuje na areszt czarnoskórego mieszkańca biednej dzielnicy niż podda w wątpliwość zeznania białego policjanta, przywodzi na myśl tezę o systemowym rasizmie, który bardzo wyraziście przedstawia Reni Eddo-Lodge w Dlaczego nie rozmawiam już z białymi
o kolorze skóry
(tutaj), ponad czterdzieści lat później analizując brytyjską rzeczywistość.

To daleko więcej niż historia miłości. To opowieść o życiowych wartościach, wadze rodzinnych więzów, oddaniu i stawianiu czoła przeciwnościom. Lektura oryginału stanowi też świetne doświadczenie językowe dla świadomych odbiorców.

Gdyby ulica Beale umiała mówić obnaża też niejednolitość i brak solidarności społecznej Afroamerykanów. Niespełnione aspiracje i różne odcienie skóry potrafią również tutaj dzielić sąsiadów na lepszych i gorszych, potęgując niechęć i wrogość. To niewątpliwie cechy nieobce każdej zbiorowości.

Baldwin pięknie opisuje miłość i dojrzewanie nastolatki, która błyskawicznie staje się kobietą. Rozumiejącą, zdeterminowaną i twardą. Narracja w pierwszej osobie
i potoczny język sprawiają, że siedziałem w głowie Tish, widząc świat jej oczami. Ów świat, z kolei, ugniata glinę jej charakteru i formuje ją w świadomego celu, choć jeszcze niepozbawionego słabości człowieka. Szkoda, że subtelność ta została nadwątlona stosunkowo nachalną społeczną dydaktyką — siłę rodziny Tish Baldwin zestawił z egoizmem matki i sióstr jej ukochanego. Fragmentami czułem, jakbym czytał western, którego reżyser chce się upewnić, że odbiorca wie, kto nosi białe,
a kto czarne kapelusze.

If Beale Street could talk to daleko więcej niż historia miłości. To opowieść
o życiowych wartościach, wadze rodzinnych więzów, oddaniu i stawianiu czoła przeciwnościom. Poprzez potoczność, lektura oryginału stanowi też świetne doświadczenie językowe dla świadomych odbiorców. I wreszcie niejednoznaczne zakończenie, a więc takie, jakie lubię.