Przeskocz do treści

John Williams, Profesor Stoner

John Williams, Profesor Stoner (ang.: Stoner), tłum.: Paweł Cichawa, Wydawnictwo Sonia Draga, Katowice, 2014.

Narzucona opinia. Determinizm. Do diaska, czy Profesor Stoner właśnie to chce nam przekazać? Że wszystko ma swój niezmienny porządek, że zadecydowano już nas? Jak zatem iść pod prąd?

Profesor Stoner opowiada zwykłą historię, sposób przekazu jednak nie pozwala się od niej oderwać. Tytułowa postać to człowiek z gminu, który dzięki talentowi
i uporowi wyniesionemu z domu, ale także mądrości swoich niewykształconych rodziców na początku dwudziestego wieku rozpoczyna studia na uczelni amerykańskiego środkowego zachodu. Zamiłowanie do nauki i pasja, z jaką się jej oddaje, sprawiają, że uniwersytet staje się jego pracodawcą do końca jego zawodowych dni. Jednocześnie trzecioosobowy narrator przygląda się małomiasteczkowemu społeczeństwu pierwszej połowy ubiegłego wieku, a jeszcze uważniej życiu uczelni, która bynajmniej nie stanowi schronienia dla oderwanych od rzeczywistości i nieprzystosowanych do życia naukowców.

Co niezwykłego możemy zatem w tej powieści znaleźć? To wiwisekcja życia skażonego bezkrytycznie przyjmowanymi założeniami, że może ono przebiegać tylko w jeden sposób. John Williams nie wyśmiewa, on przeraża zgubnym wpływem konserwatywnego wychowania, przygotowywaniem panien z dobrego domu do jedynej, przewidzianej im z góry roli żony i matki, a nade wszystko dziedziczeniem takich postaw. Mamy więc oto sytuację, w której młoda kobieta, która nie czuje afektu do swojego absztyfikanta, zamożnym rodzicom powierza decyzję o swoim zamążpójściu. Próbując ratować małżeńską pustkę, przygotowuje z kolei swojej córce szkołę życia, przez którą sama przeszła, niszcząc przez to spokojne i pełne ufności dziecko. Od samego początku wiemy, że to nie może się udać, czytamy jednak dalej nie dlatego, aby sprawdzić, czy może się mylimy, ale z uwagi na język. Narrator wypowiada się wprost, nie pozostawiając czytającym wiele miejsca na domysł. Dzieje się to jednak bez emocji, całkowicie na chłodno. W ten sposób poczucie życiowego determinizmu jeszcze bardziej się pogłębia.

Kariera zawodowa tytułowego bohatera przebiega na tle akademickiego życia istniejącej w niewielkim mieście uczelni. Jak wszędzie, międzyludzkie konflikty burzą spokój lokalnego grajdołka, a wieloletni przyjaciele od czasów studiów, których obecnie dzieli pozycja w uczelnianej hierarchii, co jakiś czas stają przed wyborem pomiędzy lojalnością a tzw. dobrem uczelni, przyzwoitością a świętym spokojem.

Profesor Stoner nade wszystko jest dla mnie apoteozą miłości. Krótki wątek romansowy tytułowego protagonisty zostaje przedstawiony w sposób głęboki
i delikatny, z ogromną wrażliwością wnikając w głowy i emocje obydwojga kochanków. Happy end lub, przeciwnie, zderzenie z tzw. społeczną moralnością, nie są w tym epizodzie najistotniejsze. Na plan pierwszy wysuwa się przeżywanie
i spokój, jaki przynoszą bezinteresowne relacje bohaterów.

Na okładce książki znajduje się zdawkowa fraza ją promująca, w której Tom Hanks wychwala powieść pod niebiosa. Twórczość literacką tego ostatniego oceniam jako umiarkowaną (zobacz: Kolekcja nietypowych zdarzeń), natomiast entuzjazm wyrażony tym jednym zdaniem, gdy tylko odrzucę z niego nadmierną egzaltację, podzielam bez większych uwag. Nie przeszkadza mi nawet fakt, że narrator prowadzi nas za rękę. Reszta broni się znakomicie.