Marcel Aymé, Przechodzimur (franc.: Le passe-muraiile), tłum. Maria Ochab, Wydawnictwo Książka i Wiedza, Warszawa, 1979 r.
Fantastyczne są te opowiadania. To przykłady nietuzinkowej wyobraźni, zmysłu obserwacji oraz umiejętności wysnuwania wniosków.
W niewielkim „kolibrowym” tomiku zebrano kilka opowiadań mało znanego
w Polsce francuskiego twórcy, którego pióro zdecydowanie zasługuje na uwagę. To
dziewięć tekstów różniących się do tego stopnia, że można się doszukiwać fabularnych podobieństw co najwyżej pomiędzy dwoma, może trzema z nich. Wszystkie jednak cechuje oryginalny pomysł. Większość propozycji mogłaby się znaleźć w antologii opowiadań fantastycznych, próżno w nich jednak szukać odniesienia do międzygwiezdnych podróży czy nawiązania do równolegle stworzonej na ich potrzebę mitologii. Wydarzenia rozgrywają się po sąsiedzku, tu i teraz, dzieje się w nich jednak coś magicznego. Aymé wplata w fabułę elementy w oczywisty sposób nierealne. Czytając je, akceptujemy je jednak bez mrugnięcia okiem, traktując jako naturalny rozwój wypadków.
Tomikowi Przechodzimur brak słabych punktów. Każde
z opowiadań cechuje się czymś unikalnym.
Autor nie oszczędza nas, ludzi. Kpi z pazerności, kompleksu wyższości, triumfalizmu, czy bezrefleksyjnej zachłanności życia, której nie mąci nawet chwila refleksji nad możliwymi konsekwencjami podejmowanych decyzji. Równie dowcipnie
i przenikliwie przygląda się hipokryzji, prawdziwości przysłowia warunkującego wydawane opinie punktem odniesienia, ale też niesprawiedliwościom społecznym
i wojennemu złu. W tym ostatnim przypadku sarkazm ustępuje miejsca wypowiedzi stonowanej, a nastrój odzwierciedla stan nieszczęścia i poczucia beznadziei cechującej protagonistów opowiadania.
Zazwyczaj, gdy odpowiadam sobie na pytanie, które z tekstów przeczytanego właśnie zbioru podobają mi się najbardziej, bez wahania wybieram te najlepsze. Tomikowi Przechodzimur brak słabych punktów (patrz też: Romulus Vulpescu Niezwykły koncert). Każde z opowiadań cechuje się czymś unikalnym. Puenta zaś, choć wywiedziona z surrealistycznych wydarzeń, bezlitośnie trafia w cel — w słaby punkt ludzkiego charakteru. Wówczas złośliwy uśmieszek błąkający się po twarzy czytających znika zastąpiony zażenowaniem, że to o nas. Dowcip cechuje subtelność i próżno szukać w nim kabaretowej nachalności. W konsekwencji wspaniale się czyta owe dziewięć przygód. Celowo nie napisałem o ich treści — koniecznie poznajcie je sami.