Witold Bereś, Janusz Schwertner, Szramy. Jak psychosystem niszczy nasze dzieci, Wielka Litera, Warszawa, 2020.
Reportaż Szramy. Jak psychosystem niszczy nasze dzieci budzi niepokój już w czasie lektury spisu treści. Witold Bereś i Janusz Schwertner nie chcą straszyć, jak sądzę. Pokazują zjawiska będące skutkiem wieloletnich zaniedbań państwa oraz zaściankowości myślenia. Zła wiadomość: to dotyczy wpływu nas, dorosłych, na nasze dzieci.
Książka zaczyna się od przywołania reportażu „Miłość w czasach zarazy” opublikowanego na początku lutego 2020 roku na portalu Onet.pl. Zapewne wszyscy pamiętamy samobójstwo nastolatka, który w 2018 r. rzuca się pod pociąg warszawskiego metra. Janusz Schwertner, autor tekstu, docieka przyczyn. Odkrywa wówczas ogromne bariery społeczne oraz w systemie opieki zdrowotnej młodzieży, pokonywanie których łatwo porównać z donkiszoterią. Pozostała część książki zawiera dalszy ciąg dociekań. Czytamy liczne maile przychodzące w odpowiedzi na opublikowany wówczas tekst. Pisali je zarówno ci, którzy zderzyli się z podobnymi problemami, jak i negujący poprawność spostrzeżeń oraz oskarżający autora o stronniczość i straszenie czytelników. Janusz Schwertner podążył ich tropem.
Reportaż […] wskazuje na konieczność zmian systemowych
w kilku obszarach życia społecznego oraz w naszej mentalności. To drugie wydaje mi się ważniejsze.
Autorzy starają się z różnych punktów widzenia spojrzeć na problem opieki wychowawczej i psychiatrycznej, jaką państwo roztacza nad dziećmi i młodzieżą. Przyglądają się szpitalom psychiatrycznym, szkołom, kuratorium i ministerialnym decyzjom. Skrajne niedofinansowanie szpitali i brak personelu lub jego niedokształcenie sprawiają, że w oczach rozmówców zanurzonych w systemie opieki, szpital psychiatryczny w wielu wypadkach pełni rolę leczniczą głównie w rozumieniu oddzielenia nastolatka od codziennych problemów i obserwowania jego zachowań. Porównanie niektórych opisywanych scen do umieralni w „Ludziach bezdomnych” Stefana Żeromskiego samo przyszło mi do głowy.
Najbardziej druzgocące zdanie, jakie znalazłem na stronach książki, określa system edukacji młodzieży jako fabrykę pacjentów szpitali psychiatrycznych. Autorzy wskazują na przemoc w szkołach, na którą część nauczycieli nie reaguje, poniżanie, niezrozumienie problemów poszczególnych uczniów i brak empatii. Do tego dołącza polityka, która zawitała do szkół, a także powszechna kampania homofobiczna realizowana przez najwyższe czynniki rządowe i kościelne, skutkująca odrzuceniem homo-, bi- lub transpłciowych młodych ludzi. Trudno nie zakląć, gdy czyta się
o lekarzu psychiatrze pracującym z dziećmi i młodzieżą, który problemy
z określeniem tożsamości płciowej przez swoich pacjentów upatruje we wprowadzeniu do szkół ideologii gender. Z drugiej strony reportaż przytacza zgoła odmienne sytuacje, a ręce same składają się do oklasków.
Prawie trzysta stron Szram… stanowi próbę szerszego zdefiniowania czynników leżących u podstaw obecnego stanu rzeczy. Wyłania się z tego ogromny akt oskarżenia decydentów o zaniedbania w wielu dziedzinach (zobacz też Maria Reimann Nie przywitam się z państwem na ulicy), które wpływają na przedstawiany obraz, ale też o druzgocący wpływ na psychikę dzieci decyzji podejmowanych przez tych, którzy pracują z nimi bezpośrednio. Innymi słowy — od ludzi na każdym szczeblu wychowania i edukacji.
Reportaż wstrząsa, ale nie jest ckliwy. Pokazuje zjawiska, z którymi wszyscy się stykamy. Wszyscy. Wskazuje na konieczność zmian systemowych w kilku obszarach życia społecznego oraz w naszej mentalności. To drugie wydaje mi się ważniejsze.