Andrés Barba, Guastavino i Guastavino, (hiszp.: La vida de Guastavino y Guastavino), tłum. Katarzyna Okrasko, Wydawnictwo Filtry, Warszawa, 2022.
Barba wydobywa z zapomnienia, a Guastavino i Guastavino zaskakuje narracją.
W efekcie powstaje tekst o talencie, ciężkiej pracy, oszustwie, wizjonerstwie, sukcesie i odejściu w niebyt. Oto historia dwóch architektów, ojca i syna, dwóch Hiszpanów, Rafaelów Guastavinów, którzy porzucają rodzinne strony, szukając w Stanach Zjednoczonych swojego szczęścia. Rozpoczynając dzięki oszukańczo zdobytym pieniądzom oraz zderzając się z barierą niezrozumiałego języka, u progu ery jazzu torują sobie drogę na architektoniczne salony.
To także opowieść o emocjach. O zapale towarzyszącym pierwszym projektom, satysfakcji nagradzającej wytrwałość oraz katorżniczą pracę, o zachłyśnięciu się powodzeniem
i wiążącym się z tym niebezpieczeństwie niedostrzeżenia znaków ostrzegawczych.
Nie mam wątpliwości, że Barbie imponuje upór i spryt opisywanych bohaterów. Autor nie potępia ukradzionych pieniędzy, podziwia spryt we wdrażaniu technologii stosowanej w Europie od dawna, ale zupełnie nieznanej za Antlantykiem. Podkreśla też biznesowy spryt Guastavina-ojca patentującego stosowane rozwiązania. Czym zasłynął? Wprowadzeniem tamburynowej konstrukcji sklepień, który udoskonalił. Nie była tania, cechowała ją jednak trwałość i ognioodporność.
Guastavino i Guastavino to także opowieść o emocjach. O zapale towarzyszącym pierwszym projektom, satysfakcji nagradzającej wytrwałość oraz katorżniczą pracę, o zachłyśnięciu się powodzeniem i wiążącym się z tym niebezpieczeństwie niedostrzeżenia znaków ostrzegawczych. Nie wybielając swoich postaci, Barba podkreśla też niewierność i egoizm, podstępność w dążeniu do celu, czy zazdrość objawiającą się nawet w relacjach ojca i syna. Wszystko to nadaje postaciom autentyczności i czytelnik wierzy, że opowiedziana historia jest prawdziwa. Czy na pewno?
Od samego początku opowieści narrator drażni się
z czytelnikiem. Powieść pisana jest z dystansu. Co kilkanaście stron natykamy się na zastrzeżenia, że przedstawiana historia opiera się jedynie na strzępkach informacji, że o wiele ważniejsza od faktów jest wyobraźnia piszącego (patrz też: Miljenko Jergović, Nadprzyrodzony wyraz jego rąk). Już w odautorskim wstępie natknąć się można na stwierdzenie, że na podstawie tych samych informacji napisać można sprzeczne ze sobą biografie. Barba prowokuje czytających, kilkukrotnie pytając, czy mu wierzymy. Idzie krok dalej, dociekając, jak daleko autor może się posunąć
w zmyślaniu, kładąc swoją opowieść na stół jako prawdziwą. Wypowiedź wówczas przybierała pouczający styl, który mnie irytował. Wrażenie to jednak ustępowało na kolejnych stronach, kiedy zagłębiałem się w kolejne wydarzenia i emocje.
Andrés Barba wydobył z zapomnienia kogoś, o kim niewielu już pamięta, a wiele
z jego architektonicznych tworów wyburzono, zastępując nowymi — metoda zastosowana przez Guastavianów została wyparta przez technologię trwalszą
i tańszą oraz pozwalającą na budowanie obszerniejszych sklepień (jako przykład autor przytacza między innymi wrocławską Halę Stulecia zaprojektowaną przez Maxa Berga, co szczególnie łechce mój lokalny patriotyzm). Podoba mi się zarówno historia, jak i puszczone do czytelnika oko. Niech drażni.
Przeczytaj też recenzję innego utworu Andrésa Barby Małe rączki.