Bernard Cornwell, Pieśń łuków. Azincourt (ang. Azincourt), tłum. Tomasz Tesznar, Wydawnictwo Esprit, 2009.
Bernard Cornwell uchodzi za jednego z najwybitniejszych współczesnych brytyjskich pisarzy przygodowych powieści historycznych, a Azincourt, dziś mała pikardyjska wioska, przed niemal 605 laty była świadkiem jednej z najbardziej spektakularnych bitew średniowiecznej Europy. Król Anglii Henryk V Lancaster postanowił upomnieć się o tron francuski. Rozpoczynając trzeci etap Wojny Stuletniej, jak historycy później nazwali późnośredniowieczną serię batalii o tron Francji, dokonał desantu w Normandii i po ok. dwóch miesiącach okupionej licznymi ofiarami kampanii na polach pod Azincourt stoczył bitwę z armią króla Francji.
Książka w bardzo ogólny sposób przedstawia sytuację polityczną, a następnie szczegółowo zapoznaje czytelnika z przebiegiem całej kampanii, w tym z wpływem wcześniejszego oblężenia twierdzy Harfleur u ujścia Sekwany na tytułową bitwę. Bardzo obrazowo pokazuje też rolę angielskich łuczników, którzy wówczas stanowili prawdziwy postrach1. Świadczą o tym specjalne nagrody za ich zabicie
i dostarczenie jako dowód palców dłoni służących napięciu cięciwy.
Wartka akcja sprawia, że Pieśń łuków. Azincourt może się podobać i trzyma w napięciu. [Jednak] czytelnicy oczekujący szerszego kontekstu historycznego i głębszych doznań literackich będą zawiedzeni.
Jak na powieść przygodową przystało, oś wydarzeń stanowi wątek miłosny Anglika
z gminu i wysoko urodzonej francuskiej szlachcianki. Całość wydarzeń obserwujemy oczyma bohaterów, którzy są świadkami najazdu. Opisy bitewne są bardzo szczegółowe i realistyczne. W poszczególnych rozdziałach niemal czułem zapach pożarów, widziałem wszędzie tryskającą krew i słyszałem krzyki rannych
i konających. W naturalny też sposób współczułem żołnierzom angielskim masowo chorującym na dyzenterię i zaciskałem pięści przejęty grozą cierpienia torturowanych w Soissons. Realizm opisów poszczególnych pojedynków sprawia, że co bardziej porywczy czytelnicy zechcą chwycić za miecze i pomóc bohaterom, lub ostrzec ich przed wrogiem zamierzającym się na nich od tyłu.
Wartka akcja sprawia, że Pieśń łuków. Azincourt może się podobać i trzyma
w napięciu — mimo ponad 600 stron przeczytałem ją w dwa dni. To porządna powieść przygodowa, ale brak w niej fajerwerków słowotwórczych. Charakteryzuje się prostym językiem, a fabuła opiera się na dialogach. Autor nie uniknął też powtórzeń, co w pewnym momencie zaczęło mnie irytować. Próżno też szukać głębi postaci. Choć Cornwell starał się pokazać głównych bohaterów niejednoznacznie,
w rezultacie otrzymujemy wyraźny podział na gooddies i baddies.
W trakcie lektury porównywałem powieść do sławnych Królów przeklętych. Różnią się one wyraźnie podejściem do przedstawienia historii. Podczas gdy Druon zapoznaje czytelnika z wieloma aspektami społecznymi wojny, Cornwell koncentruje się na tu
i teraz, przekazując jedynie zdawkowe informacje o tle. Przyznam, że to pierwsze podejście znacznie bardziej mi odpowiada2.
Książkę dobrze się czyta, a miłośnicy akcji, białej broni i realizmu bitewnego powinni się czuć usatysfakcjonowani. Czytelnicy oczekujący szerszego kontekstu historycznego i głębszych doznań literackich będą zawiedzeni.
1 wydawca odzwierciedlił to rozbudowaniem tytułu. Powieść ukazała się również w 2016 r. nakładem oficyny Fabryka Snów. Wydawca zachował oryginalny tytuł.
2 Zobacz przykłady: 1. Pavel Rankov, Zdarzyło się pierwszego września, 2. Ewa Małkowska-Bieniek, Wspólnicy i rywale. Koleje życia Kronenbergów i Blochów, 3. Varujan Vosganian, Księga szeptów.