Birgül Oğuz, Ha! (tur. HAH), tłum. Danuta Chmielowska, Wyd. Uniwersytetu Jagiellońskiego.
W Ha! Birgül Oğuz śpiewa pieśń żałobną. W niej narratorka opłakuje śmierć ojca. Przeplata wiele wątków i wspomnień, nawiązując jednocześnie do najnowszej historii Turcji. Ha! wydaje mi się bardzo oryginalnym zbiorem pośmiertnych refleksji.
Z rozdziału na rozdział zmienia się charakter wynurzeń. Poszczególne części różni niemal wszystko. Sięgają do dzieciństwa i pamiętanego tam osamotnienia, relacji
z ojcem, do jego udziału w buncie przeciwko reżimowi, reakcjom rodziny na burzliwe wydarzenia, tradycji związanej z czcią oddawaną zmarłym i pochówkiem. Uwolniony strumień świadomości płynie do skojarzeń, które na pozór wydają się odległe i niezrozumiałe i dopiero uważna lektura, czasem powtórna, pozwala na podążanie za narracją.
Autorka nawiązuje do wspólnego wielu kulturom Drzewa Życia oraz, utrzymując ciągłość wydarzeń, zmienia imiona bohaterek poszczególnych rozdziałów.
W rozdziale otwierającym tomik następuje zderzenie z ogromnym bólem osamotnienia po odejściu bliskiej osoby. Narratorka ucieka się do wyparcia myśli
o śmierci, wymyśla kogoś innego, kto cierpi za nią. Zabieg ten pozwala na stopniowe oswajanie się z nią, a późniejsze lokalne szczyty bólu pojawiają się coraz rzadziej, podobnie jak w Smutku C.S. Lewisa (tutaj) ustępując refleksji. W pewnym momencie wręcz odejście z tego świata staje się wybawieniem od trosk, ulgą przynoszoną utrudzonemu życiem człowiekowi, zracjonalizowanym wręcz rozwiązaniem problemów, jak wyraźnie pisał o tym w jednym z opowiadań Claudio Magris (tutaj). Ból po stracie łagodnieje, żałoba ustępuje miejsca codzienności, a życie zajmuje coraz więcej miejsca. Opisy stają się realniejsze z malejącą intensywnością „odpływania” w skojarzenia.
Birgül Oğuz wplata we wspomnienia wątek walki przeciw reżimowi (Turcja jest krajem doświadczonym wojskowymi przewrotami). Śmierć ojca przywołuje nie tylko radosne obrazy z dzieciństwa, ale również, wydobywane jakby zza mgły niezrozumienia, sceny troski, walki, ucieczki, trudnych rozmów dorosłych przy stole. Osobista tragedia przeplata się z ciosem zadanym społeczeństwu.
Autorka nawiązuje do wspólnego wielu kulturom Drzewa Życia, zmienia imiona bohaterek poszczególnych rozdziałów, utrzymując ciągłość wydarzeń. Czy to oswajanie ze śmiercią będącą nieodłącznym elementem życia1? Podkreślanie ciągłej przemiany materii i ducha? Wciąga.
1 zobacz też recenzję powieści Weroniki Gogoli Po trochu.