Przeskocz do treści

Boris Dežulović, Pieprzyć teraz to tysiąc dinarów

Boris Dežulović, Pieprzyć teraz to tysiąc dinarów (chorw.: Jebo sad hiljadu dinara), tłum. Magdalena Wąs, Wydawnictwo Akademickie Sedno, Warszawa, 2021.

Pieprzyć teraz to tysiąc dinarów stanowi kolejne spojrzenie na wojnę w byłej Jugosławii. Tym razem soczewka skupia się na jednym dniu, niewielkiej, opustoszałej wiosce i dwóch grupach żołnierzy przeciwnych sobie armii, z której każda sprytnym posunięciem chce przechytrzyć przeciwnika.

Narracja, niczym film zmontowany tak, aby równolegle pokazywać dwa oddzielne wątki, przeskakuje pomiędzy sześcioosobowymi grupami wojaków. Żołnierze obydwu przynależności obserwują się nawzajem, jednocześnie obszernie omawiając aktualną sytuację. Dežulović przyjął rozmowę jako nośnik fabuły.
W rezultacie powieść w znaczącej części wypełniona została dialogami. W miarę rozwoju sytuacji z militarnego punktu widzenia autor odkrywa przed czytającymi również epizody z życia wszystkich osób dramatu. Dowiadujemy się zatem nie tylko o ich życiowych przypadłościach, pierwszych miłościach i inicjacji seksualnej, ale także o powodach, dla których zasilili armię. To ostatnie w szczególności dotyczy postaci poznawanej jako pierwsza, której los sarkastycznie został odzwierciedlony tytułem.

Z powieści wyłania się obraz społeczeństwa zróżnicowanego kulturowo, którego członkom we wzajemnych stosunkach nie przeszkadza przynależność narodowa.

Dežulović bardzo barwnie przedstawia swoje postaci. Z powieści wyłania się obraz społeczeństwa zróżnicowanego kulturowo, którego członkom we wzajemnych stosunkach nie przeszkadza przynależność narodowa. Na co dzień udzielają sobie sąsiedzkiej pomocy, dzielą zainteresowania, popijają wspólnie rakiję i nawet drobne złośliwości nawiązujące do pochodzenia nie burzą ich relacji. Zło w płaszczyku nienawiści jednak do nich dociera. Dostrzegam tu podobieństwo do przekazu Miljenki Jergovića zawartego w zbiorze opowiadań Sarajewskie Marlboro (recenzja), w którym autor niemal wprost oskarża czynniki zewnętrzne, w tym polityków
o podsycanie animozji.

Napisane potocznym językiem dialogi skrzą się dowcipem i cechują zmysłem obserwacji. Nie mniej, ich szczegółowość w pewnym momencie zaczęła mnie nużyć
i złapałem się na tym, że zacząłem przebiegać je wzrokiem, a nie czytać. Okazało się jednak, że z pozoru nieistotne wspomnienia poszczególnych postaci w finale stają się osią wydarzeń. W nim dialogi ustępują miejsca wywodowi jednego z bohaterów o determinizmie. Z pozoru lekka powieść niesie zatem ze sobą ważne antywojenne przesłanie, a scena końcowa wgniata w fotel. „Nigdy nie pytaj, komu bije dzwon; bije on tobie” — ten cytat z Johna Donne’a i jednocześnie fragment motta powieści Ernesta Hemingwaya Komu bije dzwon pasuje jako zakończenie.