Wcześniej opisałem niektóre spostrzeżenia dotyczące diety Amerykanów (tutaj). Również w przypadku zwyczajów związanych z napojami stereotypów nie brakuje. Niestety niektóre są prawdziwe.
Scena pierwsza: filiżankę kawy?
Stereotyp głosi, że Amerykanie nie mają dobrej kawy. A jak jest naprawdę? Standardowa kawa nazywana jest „regular coffee”, jeśli zawiera kofeinę, oraz „decaf”, jeśli jej nie ma. Jej jakość w przydrożnych sieciowych hotelach oraz barach pozostawia wiele do życzenia. Jeżeli macie szczęście, to napełnicie kubek — niemal zawsze tekturowy lub ze styropianu — czymś, co kawę przypomina i nawet smakuje podobnie. A jak traficie gorzej, a zdarza się to często, będziecie mieli do dyspozycji coś, co chyba nawet nie stało obok kawy: brązowy napój z automatu bez smaku. Najbardziej przybił mnie obrazek dostarczania kawy do takiego automatu: pani
z obsługi, gdy poprosiłem o porządną kawę, tylko wzruszyła ramionami i otworzyła drzwiczki maszyny. W jej wnętrzu ujrzałem worki wypełnione płynem — automat tylko podgrzewa ciecz z torebki! Miłośnikom tej używki zdecydowanie proponuję mniejsze kawiarenki lub ewentualnie sieciówki. Tego ostatniego rozwiązania nie lubię, ale w chwili desperacji udałem się do lokalu globalnej sieci kawiarni, u nas też obecnej. Niestety dopiero pani menadżer wiedziała, co to jest espresso. Przypadek? Zapewne tak, ale jak bardzo pasujący do reszty obrazka.
Scena druga: napij się piwa.
Mówi się, że Amerykanie piją ... siuśki. Rzeczywiście podstawowe mainstreamowe piwo znanych i popularnych marek jest nierzadko napojem o mało wyrazistym smaku. Należy jednak podkreślić, że nie brakuje, co oczywiste, znakomitych piw rzemieślniczych, które są swobodnie dostępne. Miłośnicy IPA (wymawianej tu „aj-pi-ej") będą mogli poszaleć. Ale uwaga: sprzedawcy sprawdzają wiek kupującego — alkohol dozwolony jest od lat 21. W niektórych stanach legitymuje się każdego (poproszenie mnie o paszport odebrałem jako komplement), gdzie indziej sklep zastrzega sobie kontrolę w przypadku wątpliwości, np.: „jeśli wyglądasz na osobę poniżej 30. [czasem 40.] roku życia i kupujesz piwo, poprosimy Cię o okazanie dokumentu”. I zasadzka: piwo z niebieską etykietą na butelce nie musi być bezalkoholowe.
Scena trzecia: zapraszamy do automatu.
W poprzednim odcinku opisywałem scenkę w sieciowym barze szybkiej obsługi
i ogromnych kubkach na napoje. Też kupiłem kiedyś duży napój i podchodząc do automatu, zetknąłem się z problemem wyboru jednej z kilkudziesięciu możliwości. Kilkudziesięciu! Trudno sobie wyobrazić, aby w takiej maszynie mieściła się tak bogata oferta w inny sposób, niż tylko syrop lub tp., który zgodnie z wyborem klienta rozpuszczany jest w wodzie. A stężenie cieczy w kubku — zapewne domyślacie się sami — ledwo wyczułem smak. Naciskając klawisz, postawiłem na eksperyment, wybierając propozycję, którą zobaczyłem pierwszy raz w życiu. Nie trafiłem dobrze.
Scena czwarta: z lodem, czy bez lodu.
Napój chłodzący ma być zimny. Oznacza to, że gdy poprosicie o lemoniadę, colę
i tym podobny specyfik, dostaniecie go zawsze w szklance pełnej kostek lodu. Lód wypełni Wam ćwierć do jednej trzeciej naczynia. Jeśli poprosicie bez lodu, kelner wymieni bez słowa. W sklepach bardzo często napoje chłodzące stoją tylko
w lodówce i nie ma ich na półkach na regałach. Obrazu całości dopełnią automaty, w których można kupić kostki lodu w opakowaniach o objętości mierzonej galonami.
Na zdrowie!
Zobacz też: 1. Ćwierćfunciak z serem, czyli spostrzeżenia żywieniowe, 2. Parki narodowe w USA — krótka instrukcja obsługi, 3. Samochodem przez USA, 4. To book or not to book, czyli jak tanio przenocować w USA.