Lajos Grendel, Szajka (węg: Galeri), tłum. Miłosz Waligórski, Wyd. Biblioteka Słów, Warszawa, 2020.
Lektura powieści Szajka Lajosa Grendela przypomniała mi często powtarzaną tezę, że role czarnych charakterów pozwalają aktorom na pokazanie ich artystycznego warsztatu. Jej sfilmowanie pozwoliłoby co najmniej kilkorgu przedstawicielom sztuki scenicznej pełniej zademonstrować swój kunszt.
W westernowej estetyce bohaterowie Szajki nosiliby czarne kapelusze. Nie są bynajmniej złoczyńcami, a przynajmniej nie uważają się za takich. To ludzie bardzo pragmatycznie podchodzący do życia, którym dalekie są wielkie altruistyczne uniesienia. Jak chcą żyć? Aby przeżyć. By to osiągnąć, jak mówi jeden z bohaterów, „głowę musimy trzymać nisko”. Innymi słowy, Lajos Grendel przedstawia czytelnikowi lokalny grajdołek, gdzie czasem pachnie, najczęściej śmierdzi,
a mieszkańcy trzymają się nawzajem w szachu, ponieważ każdy ma coś na sumieniu.
Grendel kpi z ich [mieszkańców] konformizmu jako strategii przetrwania, serwilizmu, karierowiczostwa i hipokryzji.
Autor umieścił akcję powieści w dzisiejszej Słowacji na pograniczu z Węgrami. Miejsce to, zamieszkałe przez liczną madziarską mniejszość, koła historii przesuwały pomiędzy mocarstwami. Podobnie do pracowników przejmowanych przedsiębiorstw, którzy zmieniają pracodawcę, nie wstając od biurka, protagoniści Szajki bez konieczności przeprowadzania się wdziewają nowe państwowe barwy. Autor nawiązuje do poczucia krzywdy Węgrów, dumnego i ekspansywnego narodu w niegdyś rozległych granicach, który w ostatnich kilku stuleciach był rozgrywany przez politycznych mocarzy, po II Wojnie Światowej (powieść powstała w 1982 roku) stając się niewielkim dominium kolejnego Wielkiego Brata. Żale wylewane przez książkowe postacie przypominały mi pamiętny cytat Tewje Mleczarza, który wznosząc wzrok ku niebu, pytał: „Panie Boże, wiem, że jesteśmy narodem wybranym, ale czy nie mógłbyś od czasu do czasu wybrać sobie kogoś innego?” (podobny motyw dostrzec można w Austerii Juliana Stryjkowskiego). Pamięci
o powojennych deportacjach ludności węgierskiej z Czechosłowacji nie towarzyszą jednak refleksje o wcześniejszej madziaryzacji zajmowanych terenów. Trudną historię Węgrów i Słowaków w swoich książkach poruszają pisarze po obu stronach Dunaju, by wymienić chociażby Mój czołg Viktora Horvátha (tutaj) nawiązujący do inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację w 1968 roku lub dziejącą się przez kilka dziesięcioleci dwudziestego wieku powieść Zdarzyło się pierwszego września Pavola Rankova (tutaj) jednoznacznie podkreślającego złe relacje pomiędzy obydwoma narodami.
Większość mieszkańców miasteczka nie wybiega myślami aż tak daleko. Grendel kpi z ich konformizmu jako strategii przetrwania, serwilizmu, karierowiczostwa
i hipokryzji. Czyni to w sposób budzący u czytelnika z jednej strony strach, gdyż te negatywne zachowania są dla postaci całkowicie naturalne i nie widzą w nich niczego zdrożnego. Jednocześnie lekturze towarzyszy litość i współczucie, ponieważ postawa bohaterów jest taka ludzka.
Autor opisuje rzeczywistość widzianą oczyma wszystkowiedzącego narratora, który odsłania miejscowe tajemnice. Zabieg ten łączy kilka osobnych wątków, które razem zestawione tworzą swoisty klimat miasteczka. Zwraca uwagę płynne wprowadzanie elementów nierealnych niepostrzeżenie wplatających się w rzeczywistość, co może przypominać Rok zająca Paasilinny (tutaj). Podczas gdy u Fina ich znaczenie sprowadza się zazwyczaj do jednej sceny, w Szajce łączą wątki lub nawiązują do głównego przesłania: przetrwać bez bohaterskiego zadęcia. Szajka jest pełna bon motów i sarkastycznych życiowych porad. To powieść, która proponując wtopienie się w otoczenie, stanowi koszulę niepokojąco bliską ciału.
Powyższy artykuł stanowi obszerniejszą wersję tekstu, który ukazał się na łamach numeru 1/2021 Magazynu Literackiego Książki, a w momencie publikacji powyższej edycji był dostępny w wersji elektronicznej na stronie wydawcy (tutaj).