Często się zastanawiam, ile jest tłumacza w przekładzie. Jakie są pana pryncypia w pracy translatorskiej?
W tekstach non-fiction tłumacz musi się schować maksymalnie. Tekst ma być czytelny. W przypadku literatury pięknej licencja tłumacza jest dużo większa. Moją zasadą jest, aby tłumaczenie było pięknym tekstem literackim w języku polskim. To brzmi prosto, ale z tym się wiąże szereg szczegółowych decyzji. Nie boję się, na przykład, delikatnie poprawić autora na drobnym poziomie, np. powtórzeń, szyku. Wiadomo, że nie tłumaczy się zdanie po zdaniu, słowo po słowie, średnika po średniku, natomiast tłumacz powinien mieć na względzie to, żeby ten tekst pięknie się czytał po polsku. Wierność tekstowi jest podrzędna. Ja miałem taką przygodę, tłumacząc Lovecrafta, który jest pisarzem wymagającym, a zarazem czułem się tam dosyć wolny, bo musiałem sam skonstruować język dla niego. To wymagało ode mnie podjęcia decyzji, jak wtedy pisałby Lovecraft po polsku. Albo zdecydować kiedy, tzn. gdy tworzył w oryginale, czy teraz? To szereg decyzji. Czytaj dalej... "Tłumaczenie jest powołaniem — rozmowa z Maciejem Płazą cz. 2"